wtorek, 29 września 2015

( 2 ) - Party, party, party.. - część 2.

Jeżeli to czytasz to skomentuj, chcę wiedzieć ile Was jest, dla Was to chwila a dla mnie to wiele znaczy. Z góry dziękuję i zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba :)

__________


Oczami Emily..


     Co on sobie do cholery w ogóle myślał? Przyszedł tu by oddać mi torbę i mnie upić. Myśli, że jestem jakaś łatwa? Że może mnie teraz olać dla innej? To tak jakbym dostała za nic w twarz. W sumie to los już dużo razy mnie ukarał i upokorzył. Nie zdziwiłabym się jakbym na serio dostała od kogoś z liścia, czy pięści.
- Ekhm.. - chrząknęłam - przepraszam jeżeli przeszkadzam - dodałam uśmiechając się sztucznie. Oboje popatrzyli się na mnie. - Wybacz.. - wsunęłam się między nich. - Jestem Emily. - wyciągnęłam do niej dłoń, tak naprawdę to miałam ochotę najpierw napluć na nią i dopiero się z nią wtedy przywitać ale nie chciałam odwalać i robić z siebie dziecka, czy kretynki. - A Ty.. to..? - uniosłam do góry brwi. Byłam ciekawa jak ma na imię.
- Ach no tak. - zauważyłam w jej wyrazie twarzy coś dziwnego i to mnie niepokoiło. Wiedziałam że z nią coś jest nie tak. - Jestem Janett. - uśmiechnęła się, a mi włosy na rękach stanęły dęba. Chwilę stałam wpatrzona w nią mierząc ją wzrokiem. Figurę miała dobrą i była ubrana w skąpy strój, do tego ten makijaż. No cóż, jak każda blondynka. Pewnie podlizywała się podczas rozmowy Justinowi przez cały czas. Miałam ochotę wywrócić oczami. 
     Uścisnęła moją dłoń i zmierzyła mnie też wzrokiem. 
- Justin możemy pogadać? - podniosłam głos przekrzykując muzykę i spojrzałam w jego kierunku. 
- Oczywiście. - odpowiedział bez namysłu i przeprosił na chwilę Janett. Co za imię.. Nie tylko to w niej mi się nie podobało ale cała ona była do dupy. 
     Odsunęliśmy się z Justinem na bok. Nie chciałam by Janett podsłuchiwała naszą rozmowę. Poza tym to co słyszałam wcześniej na dworze było prawdą. 
- O czym chciałaś pogadać? - stał naprzeciwko mnie i przyglądał mi się.
- O niej.. - wywróciłam oczami.
- O Janett? Fajna jest, co nie? - uniósł brwi i chyba czekał aż przytaknę ale nie zrobiłam tego. Co on głupi? Przecież widać, że laska jest jakaś lewa. Zauważyłam to w wyrazie jej twarzy. - Chce się ze mną przewietrzyć i przejść. 
- Poważnie? - skrzywiłam się, o nie zaczęli działać. Oni ewidentnie chcą wywabić Justina z klubu. Musiałam coś wymyślić. - Nie możesz z nią iść. - tak nagle bez zastanowienia wypowiedziałam te słowa.
- Bo? - uniósł ponownie brwi, wyglądał jakby chciał ode mnie coś wyciągnąć, był chyba ciekawy mojej odpowiedzi.
- Bo nie. - sapnęłam i wywróciłam oczami.
- Przyznaj, że jesteś zazdrosna. -  powiedział tak nagle.
- Słucham? - jego wypowiedź mnie zszokowała, a jednocześnie rozbawiła. To jakiś absurd. Prychnęłam i pokręciłam głową.
- Przyznaj, inaczej byś nie chciała żebym z nią szedł. 
- Nie jestem zazdrosna. - odparłam i wypuściłam powietrze. Tylko spokojnie. - Po prostu nie wiadomo kim ona jest i co robi. - chciałam powiedzieć mu więcej ale pewnie nie uwierzyłby mi i uznały mnie za histeryczkę, czy wariatkę. 
- No to co z tego? Ty nie wiesz co ja robię, a ja nie wiem co Ty robisz.
- I nie chcę wiedzieć.- powiedziałam ciszej, tak jakby sama do siebie.
- Mówiłaś coś? 
- Tak. To żebyś nigdzie nie szedł...
- Bo jesteś zazdrosna - nie dość że mi przerwał to jeszcze zaczynał mnie irytować. Czy on może z tym skończyć? 
- Nie jestem. - zacisnęłam usta w cienką linię. 
- To daj mi powód bym nie szedł.
- Słuchaj Justin.. - urwałam zastanawiając się jak to wszystko powiedzieć. - Ta dziewczyna nie. jest. dobra. dla. Ciebiee... - ostatnie słowa wypowiadałam z malutką przerwą. 
- W takim razie kto jest dobry? 
- Dasz mi dokończyć? - no normalnie ręce mi opadały. Nie wiedziałam jak go przekonać, a tym bardziej nie miałam pomysłu. Z nim było gorzej jak z dzieckiem, bo dziecku nawet kupienie loda, czy lizaka sprawiłoby przyjemność i przekonałoby się je. A on? Na niego to nawet lizak, czy zabawka by nie zadziałała. 
- No to kończ. - skupił się na mnie i zaczął mnie rozpraszać tym spojrzeniem, nie wiedziałam co powiedzieć, wszystko jakoś uleciało mi z głowy. - Tak myślałem. - dodał.
- Skończyliście? - zdążyłam rozpoznać ten głos, to Janett. Odwróciłam się w jej stronę.
- Nie. - rzuciłam oschle piorunując ją wzrokiem. 
- Właściwie to tak. - Justin klasnął w dłonie.
- Przecież jeszcze nie skończyliśmy, Justin. - jego imię podkreśliłam nieco mocniej kiedy je wypowiadałam.
- Owszem, skończyliśmy. - uśmiechnął się, przez chwilę miałam wrażenie, że to wymuszony uśmiech.
- To co, idziemy? - zapytała blondyna, na co Justin skinął głową w dół zgadzając się. 
     Zdążyłam go jeszcze chwycić za ramię i zatrzymać go dosłownie na chwilę.
- Tylko potem do mnie nie przychodź... - urwałam i spojrzałam mu w oczy - Zresztą co ja mówię, Ty mnie nie znasz, a ja Ciebie, więc nie musisz. Problem z głowy. - uśmiechnęłam się sztucznie puszczając jego ramię. Co ja się będę nim przejmować? Przez cały czas mnie tylko denerwował, a teraz ma mnie w poważaniu. 
     Postanowiłam odejść. Jak szybko się poznaliśmy, tak szybko skończyliśmy naszą wspólną znajomość. Czy to można było nazwać znajomością? Chyba nie. Nie wiem co to było. Chyba jakiś pieprzony sen. 
     Ruszyłam tylko do baru po moją torebkę i powiadomić moich przyjaciół, że wychodzę. Wzięłam wszystko co ze sobą zabrałam wraz z moją zgubą.
- Ja wrócę z Chrisem. - powiedziała Vivi a ja na to przytaknęłam. - Potem mi opowiesz co z Justinem.
- Nie pytaj nie znam takiego człowieka - uśmiechnęłam się sztucznie. - Do później, mała.
- Paa.. - odkrzyknęła, kiedy próbowałam się stąd wydostać.
     Postanowiłam się przejść i trochę pomyśleć. Oczywiście już lepiej się czułam niż wcześniej, przynajmniej trochę alkoholu ze mnie wyparowało i byłam zdziwiona, że nie bełtałam. To był jeden plus. W sumie tą imprezę mogę zaliczyć do imprez, o których nie mam zdania. Była po prostu taka sobie. W sumie to na początku miałam nadzieję, że jakoś dogadam się z Justinem i ta impreza będzie miła ale oczywiście on zawsze potrafi coś zjebać. Nie wiem czemu mnie irytuje i dlaczego myśląc teraz o nim czuję złość? Dupek jeden. 
     Myśląc nawet nie zauważyłam, że byłam prawie pod domem. Jakoś szybko mi ta droga minęła. Dookoła lampy się świeciły, a ja nawet się nie bałam. Po prostu szłam. Kiedy skręciłam w jedną uliczkę było całkiem cicho, tutaj samochody mało kiedy jeździły. Nocą tutaj nie było w ogóle życia i było tutaj tak ciemno. Owiał mnie zimny wiatr, zatrzęsłam się i szłam dalej. Byłam coraz bliżej domu. Jakiś kot przebiegł mi przez drogę a ja odskoczyłam jakbym zobaczyła ducha przykładając sobie ręce do piersi. Próbowałam się uspokoić. Rozglądałam się dookoła. Ktoś w tyle za mną szedł. Przynajmniej tak mi się wydawało. Był w oddali. Spokojnie, to tylko ktoś kto sobie idzie z imprezy. Nikt straszny. - powtarzałam to jak mantrę w myślach.
     Coś mi odwaliło, bo normalnie bym tego nie zrobiła ale chciałam się przekonać, czy rzeczywiście ktoś mnie nie śledził. Zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie po czym ruszyłam w stronę postaci, która z sekundy na sekundę znajdowała się bliżej mnie. 
- Halo, przepraszam.. - krzyknęłam, z bliska było widać, że ten ktoś ma kaptur na głowie. Nie zobaczę jego twarzy. Cholera. Podeszłam bliżej ledwo co przełykając ślinę. Serce podchodziło mi do gardła. 
     Koleś nagle rzucił się na mnie i pchnął mnie do ściany, a ja nie wiedziałam czy piszczeć i wołać o pomoc. Cała byłam roztrzęsiona.
- Puść mnie! - krzyknęłam, a włosy stanęły mi dęba.
- W końcu Cię mam. 
- Puść mnie, gnojku! - krzyknęłam i zacisnęłam ręce w pięści, kopnęłam go z całej siły w przyrodzenie i zawaliłam mu z pięści w twarz. 
     Szybko dałam długą i biegłam ile sił w nogach. Byłam taka zmęczona ale nie chciałam by mnie złapał ten psychol. W końcu wybiegłam na jakąś inną ulicę, gdzie był większy ruch i przebiegłam przez skrzyżowanie a auta zaczęły trąbić jak oszalałe. Na chwilę zatrzymałam się i odsapnęłam.
     5 minut później byłam już w domu, cała zmęczona, spocona i śmierdziało ode mnie alkoholem. Nie miałam siły się wykąpać ale jednak poszłam do toalety. Już nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
     Naszykowałam sobie gorącą wodę do wanny i rozebrałam się. Weszłam do niej i rozłożyłam po czym zamknęłam oczy i odleciałam jak ptak, tylko, że w głęboki sen.. 


_________________



Co sądzicie o tym rozdziale kochani? Co w ogóle sądzicie o takiej sprzeczce Emily i Justina? Jesteście ciekawi co dalej? 
PRZECZYTAŁEŚ = ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD
Coś ode mnie - a więc tak, rozdział pisałam dzisiaj. Chciałam zrobić dla Was niespodziankę i przeprosić za to, że wcześniej nie dodawałam rozdziałów. Po prostu zaczął się Wrzesień i tyle spraw było na głowie. Teraz rozdziały będę dodawała w każdej wolnej chwili, a mam ich dużo. Następny przewiduję na weekend. Chociaż kto wie? Może uda mi się go napisać wcześniej :) Ostatnio mam dużo weny i coraz to więcej przed Wami. Miłego dnia wszystkim życzę.



poniedziałek, 28 września 2015

( 2 ) - Party, party, party.. - część 1.

Oczami Emily..


    Nie wiem ile wypiłam drinków ale miałam niezłe zawroty w głowie. Strasznie mi się kręciło, a w klubie było duszno i od tego miałam mdłości. Nie chciałam narobić siary, więc postanowiłam wyjść nie informując nikogo, że opuszczam na chwilę klub. W końcu zamierzałam i tak do niego wrócić kiedy zrobi mi się lepiej. Chyba nikt się nie zorientuje, prawda? Wyjdę tylko na chwilę.
    Zauważyłam, że Vivi przysłuchiwała się Chrisowi, który aktualnie rozmawiał z Justinem.
    To był chyba głupi pomysł, że dałam się namówić na tego drinka, potem był jeszcze jeden i jeszcze... chyba nie zliczę, bo gdzieś się pogubiłam..

    Na zewnątrz było chłodno, tego właśnie mi było trzeba. Musiałam wywietrzeć i ochłonąć. Muzyka nadal bębniła mi w uszach więc postanowiłam odejść trochę od klubu. Wszędzie było pełno samochodów a ludzie przemieszczali się do nich.
    Stanęłam na chwilę żeby się przejrzeć w szybie zobaczyć jak wyglądam i to co zobaczyłam zatkało mnie, a tym bardziej zmuliło. Miałam ochotę zwymiotować. Jakaś dziewczyna robiła facetowi przyjemność. A no tak, zapomniałam, że właśnie tak bywa na imprezach. Pewnie potem ta dziewczyna nie będzie wiedziała co robiła.. Biedaczka.
    Znalazłam jakieś ławki za budynkiem. Usiadłam na jednej i pochyliłam głowę w dół. Nabrałam powietrza do płuc i potem je wypuściłam. Nadal miałam zawroty głowy ale mniejsze.. No to sobie zaszalałam. Dobrze, że nie urwał mi się film. Chyba jeszcze nigdy nie piłam tyle aby potem nic nie pamiętać. Prychnęłam.
    Nie wiem ile czasu minęło, a swoją torebkę zostawiłam w klubie. Nie miałam nawet przy sobie zegarka. Wywróciłam oczami i już chciałam wstać kiedy zauważyłam jakieś światełko w oddali, gdzieś między drzewami.
    Gdybym nie wypiła nie byłabym taka odważna i nie poszłabym tam. Nie wiem czemu ale zaciekawiło mnie to i postanowiłam przyjrzeć się tej sytuacji. Wstałam i zbliżyłam się do tego miejsca. Oparłam się o jakieś drzewo siadając zaraz po tym na ziemi. Przysłuchiwałam się dwóm mężczyznom. Rozmawiali o czymś, chyba się kłócili. Pewnie jacyś pijani - pomyślałam wywracając oczami. Nagle światełko zgasło i czułam się dziwnie ale mężczyźni nadal rozmawiali, wszystko byłoby dobrze gdybym nie usłyszała tego imienia. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam ale jednak to nie prawda. Rozmawiali o Justinie.
- Jest w klubie. Widziałem go. - usłyszałam jak mówił jeden.
    Przecież nie musieli rozmawiać akurat o Justinie, którego poznałam, prawda? Pewnie na tej imprezie jest nie jeden Justin i może chodzi o kogoś innego.
- Trzeba go tu przyprowadzić..
- Jest w towarzystwie jakiejś dziewczyny, w sumie widziałem go jak rozmawia z barmanem. - dodał znowu ten sam koleś, którego słyszałam przed chwilą.
- Cholera. Zadzwoń do Janett, niech go wywabi na dwór to będziemy go mieć w garści. Musi go jakoś uwieść.
    Powinnam się bać? A może zapomnieć o tym? Na pewno nie chodzi o szatyna. Lepiej się stąd zbieram zanim mnie zauważy ktokolwiek, bo będę mieć przerąbane.
    Powolutku i jak najciszej udało mi się stamtąd uciec a akurat Justin wychodził z klubu.
- Szukałem Cię. - powiedział.
- Byłam się tylko przewietrzyć. - wywróciłam oczami wzdychając.
- A już myślałem, że mi uciekłaś. - mrugnął do mnie a na jego twarzy malował się uśmiech. Jak zawsze musiał się uśmiechać. Denerwowało mnie to trochę, bo nie rozumiałam z czego tak się cieszy. - Dobrze się czujesz? - spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Wyglądasz jakoś inaczej. - wyjaśnił.
- Jest jak najbardziej dobrze. Chodźmy do środka.
- To co jeszcze jeden drink?
- Jeśli myślisz, że uda Ci się mnie upić i uwieść to jesteś w błędzie. - warknęłam wchodząc do środka. Potrzebowałam do toalety. - Wybacz ale muszę skorzystać z toalety. - rzuciłam ruszając do toalety.
    Znalazłam akurat wolną toaletę i szybko zrobiłam to co miałam zrobić. Za chwilę wyszłam umyć ręce, spojrzałam w swoje odbicie w lustrze.
    Nie wiedziałam co o tym myśleć, a może mi się to przywidziało i usłyszało? W końcu tyle wypiłam, że mogłam coś źle usłyszeć.
    Wychodząc z toalety zauważyłam uśmiechniętą Vivi. Podeszłam do niej i dźgnęłam ją w brzuch a ta momentalnie się wystraszyła odwracając w moją stronę. Ręce przyłożyła do swojej szyi.
- Matko Emily.. - sapnęła. - Wystraszyłaś mnie.
- Wybacz. - rzuciłam uśmiechając się.
- Jak się bawisz? Rozmawiałaś z Chrisem? - zapytałam ciekawa.
- Pewnie ale tylko chwilę. Wyjaśni mi wszystko po pracy ale na razie między nami jest dobrze. - poruszyła brwiami w górę i w dół. - A Ty? Gdzie tak zniknęłaś?
- A tu i tam. - wzruszyłam ramionami.
- Widzę, widzę.. - zaśmiała się. - Chodź do Justina. - wskazała palcem gdzieś przed siebie. - A co to za dziewczyna? - zapytała.
- A co ja jestem jasnowidz? - przewróciłam oczami. - Nie wiem, nie znam jej, pierwszy raz widzę.. - dodałam i zmrużyłam oczy. - Skoro ją poznał to niech się świetnie bawi. Jeden problem mniej.
- Oj nie mów tak.. - szturchnęła mnie Vivi. - Przyznaj, że jest przystojny.. - spojrzała na mnie z uśmiechem za tysiąc dolarów, uwielbiałam u niej ten uśmiech. - Te jego oczy i to jak jest zbudowany. Pewnie bez koszulki wygląda jeszcze lepiej. - mrugnęła do mnie.
- Weź przestań.. - zaśmiałam się i pokręciłam głową. - Jesteś niemożliwa.
- No co? - uniosła brwi. - Przyznaj się. - dźgnęła mnie palcem w brzuch na co ja zmrużyłam oczy.
- No dobra, może trochę jest.
- Trochę? - spojrzała na mnie spode łba.
- No dobra nie trochę.. - zaśmiałam się ponownie, w jej towarzystwie tak się miało. - Jest mega przystojny.. - spojrzałam w jego kierunku. Ta blondyna lepiła się do niego.
    Nie zamierzałam tego tak zostawić. No to teraz zabawimy się troszkę - pomyślałam ruszając w ich kierunku. Stanęłam obok Justina.
- Może mnie przedstawisz swojej znajomej? - szturchnęłam go lekko a on odwrócił się w moim kierunku patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Słucham? Nie usłyszałem. - dodał po chwili i znowu spojrzał na blondynkę, obydwoje śmiali się do siebie. Wywróciłam oczami. Skoro tak się chciał bawić to zobaczymy. Niech się chrzani..



Wybaczcie, że tak długo czekaliście i dopiero teraz dodaje. Postanowiłam podzielić ten rozdział na 2 części, nie pytajcie dlaczego xd Mam nadzieje, że się podoba xd


środa, 26 sierpnia 2015

( 1 ) - It's you again

Jeżeli czytasz to skomentuj, dla Ciebie to tylko sekunda a dla mnie to ważne. Mam nadzieję, że Wam się spodoba rozdział 1 :)

________________ 


Oczami Emily..


    To była moja kolej. Do pokoju z przesłuchaniem dzielił mnie jedynie wąski, długi korytarz. Był taki zimny, być może przez to, że był pusty, a ściany były z białego marmuru. Mimo tego widać, że właściciel klubu nocnego musi być nadziany.
    Czułam się dziwnie, mężczyzna, prawdopodobnie jeden z ochroniarzy odprowadził mnie do pokoju z przesłuchaniem. Miałam wrażenie, że tu nie pasuje. Rozejrzałam się. Znowu puste pomieszczenie, może oprócz jednego krzesła, które stało w środku pokoju. Cała jedna ściana była lustrzana.
- Po drugiej stronie lustra znajduje się nasz szef. - odezwał się mężczyzna, który mnie tu przyprowadził. - Jeżeli mu się spodobasz to masz pracę.
    Zatkało mnie, myślałam, że będę widziała mojego szefa. I niby co ja mam tu robić? Rozebrać się? Wywróciłam oczami.
- Mogę się zobaczyć z szefem? - to pytanie wyskoczyło tak nagle z moich ust.
- Niestety tożsamość szefa jest ściśle tajna.
    Słucham? Już chciałam coś powiedzieć ale mężczyzna znowu mi przerwał.
- Życzę powodzenia. - dodał i ruszył do wyjścia. Zostawił mnie tak samą.
    Ale... Co ja teraz zrobię? Tyle pytań a brak odpowiedzi. Spokojnie Emily, spokojnie. - odezwał się głos w mojej głowie. No dobrze, to czas zacząć.
    Starałam się rozluźnić ale to nic nie dawało, nie widziałam nikogo tylko swoje odbicie w lustrze. No dobrze, to tak jakbym się rozbierała przed lustrem, to nic trudnego, dajesz.
    Jaka szkoda, że przed tym cholernym przesłuchaniem nic nie wypiłam, może byłabym odważniejsza i bardziej pewna swoich czynów. Ogarnęłam się i podeszłam do czarnego krzesła od razu na nim siadając. Odchyliłam głowę do tyłu, powolutku ściągnęłam z siebie koronkowy materiał i zostałam tylko w czerwonym stroju. 
     Usłyszałam muzykę, ktoś musiał ją włączyć. Wstałam i stanęłam na przeciwko lustra. Nie wiedziałam w którym miejscu był ale wiedziałam jedno.. Obserwuje mnie. Uchyliłam lekko swoje usta zsuwając z siebie czerwony materiał, który za chwilę opadł na ziemię. Zostałam w czarnej bieliźnie oraz czarnych butach na obcasach i masce. Nie wiedziałam co mam dalej robić. Bez zastanowienia przysunęłam czarne krzesło i położyłam na nim nogę. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się krzywo. Przejechałam dłonią po mojej nagiej nodze zgryzając przy tym swoją wargę. Jeżeli myślą, że zrobię dla nich coś więcej to się mylą. Prychnęłam. Miałam dość, to taka jakby zabawa bez końca. Albo zaraz ktoś tu przyjdzie albo ja im pokażę. Irytowało mnie to, że jeszcze nikogo nie ma. Stanęłam tak blisko lustra i przyłożyłam rękę do swojego odbicia, chwilę się wpatrywałam jakby szukając czegoś. Zacisnęłam ręce w pięści i zapukałam.
- Przepraszam, nie chciałabym przeszkadzać.. - zacisnęłam zęby aby nie powiedzieć czegoś obraźliwego i posłałam sztuczny uśmiech do lustra. To chyba jakieś żarty. - Chcę się zobaczyć z szefem klubu. - powiedziałam stanowczo.
    Muzyka, która grała w tle ucichła i usłyszałam jakieś szepty, a za chwilę szuranie... krzesłami? Tak chyba ktoś przesuwał krzesła. Opuściłam ręce w geście poddania się, chwyciłam mój strój, założyłam go pospiesznie na siebie i już miałam otwierać drzwi, kiedy ktoś nagle otworzył je przede mną i oberwałam przewracając się.
    Yghh.. co za pech. Skrzywiłam się, na szczęście nic mi nie było, więc jak szybko się wywróciłam tak i szybko wstałam. Chciałam wyminąć tego ochroniarza ale on zatrzymał mnie. Pociągnął mnie za ramię do jakiego gabinetu. Teraz zauważyłam, że miał przy sobie teczkę z jakimiś dokumentami. Usiadłam przy biurku.
- Została pani przyjęta na okres próbny, jeżeli pani nie zawiedzie to szef przedłuży umowę. - urwał i wyciągnął kartkę papieru, położył to przede mną na biurku. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Mam to podpisać? - uniosłam brwi i przyjrzałam się ochroniarzowi. Zauważyłam plakietkę z jego imieniem na lewej stronie. Greg. Ciekawe, czy ja taką też będę nosić. Z zamyśleń wyrwał mnie głos mężczyzny.
- Oczywiście. - czy mi się wydaje czy on się do mnie uśmiechnął? To niemożliwe. No ale przed chwilą miałam takie wrażenie. Wyciągnął jeszcze coś z czarnej teczki. - A to regulamin jaki trzeba przestrzegać i co trzeba robić. - wzięłam od niego długopis i spojrzałam na umowę. - Mam nadzieję, że przeczyta go pani uważnie. - dodał.
- Ależ oczywiście. - mój głos był przesiąknięty sarkazmem, miałam ochotę prychnąć i wywrócić oczami ale powstrzymałam się. Podpisałam umowę. - Coś jeszcze? - zapytałam.
- Nie, to wszystko. Zaczyna pani od poniedziałku. - wstałam a on otworzył mi drzwi i wyprowadził mnie przez ten pusty korytarz do wyjścia.
    Przebrałam się szybko w normalne ubrania. Nie wiem ile czasu minęło ale byłam zmęczona i padałam na twarz. Byleby szybko znaleźć się w domu.
    Wyszłam na ulicę i owiał mnie zimny wiatr, a po moich plecach przeszły dreszcze. Zatrzęsłam się czując krople deszczu na moich dłoniach. Rozpadało się, a ja założyłam kaptur na głowę i zaczęłam uciekać. Po drodze zatrzymałam jakąś taksówkę. Otworzyłam drzwi i szybko wsiadłam. Zdążyłam przemoczyć swoje ubrania. Ściągnęłam kaptur a taksówkarz ruszył. Obejrzałam się w bok i zauważyłam go..
- To znowu Ty. - warknęłam. Tylko spokojnie - powtórzyłam w myślach.
- Znowu się spotykamy - odpowiedział szatyn, a na jego twarzy zagościł uśmiech, mrugnął do mnie oczkiem. Irytował mnie tylko, miałam nadzieję, że szybko dojedziemy na miejsce i już go nigdy nie spotkam. - To co powiesz mi w końcu jak masz na imię?
    Zaśmiałam się głupio i posłałam mu sztuczny uśmiech, odwróciłam głowę w bok i spojrzałam przez okno. Krople deszczu rozpływały się po szybie, a ludzie uciekali aby nie zmoknąć.
- To trochę nie fair. Ty znasz moje imię, a ja Twojego nie. Gruba z Ciebie ryba.
- Słucham? - spojrzałam w jego kierunku piorunując go wzrokiem.
- Wiedziałem, że się spojrzysz. Żartowałem tylko.. - uniósł ręce w geście poddania ale jego uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
- Wybacz ale Twoje żarty mnie nie śmieszą. - warknęłam. - Kiepski jesteś.
    Co. za. zarozumiały. palant.
- To co może zaczniemy od nowa? - szturchnął mnie lekko, na co ja mu spojrzałam w oczy. Były takie tajemnicze i czekoladowe, a ta iskra w jego źrenicach... STOP! Co ja do cholery robię? Ziemia do Emily. - Justin jestem. - wyciągnął dłoń. - A Ty?
- Hannah Montana. - odparłam i uścisnęłam jego dłoń.
- Byłbym w stanie Ci uwierzyć gdybym nie wiedział kim jest Hannah Montana. - zauważyłam że znowu się uśmiecha. - Prędzej, czy później i tak się dowiem.
- Próbuj. - wywróciłam oczami.
- Ekhmm.. to gdzie panią wysadzić? - odezwał się nagle taksówkarz.
- Właściwie to może pan tutaj. - wyciągnęłam z torebki portfel. - Mam blisko do domu to się przejdę.- kierowca zatrzymał auto, a ja zapłaciłam mu. - Reszty nie trzeba.
- To kiedy się znów zobaczymy? - usłyszałam znowu Justina.
- Coś mi się wydaje żee.. - udałam zamyśloną przez chwilę. - A no tak.. - uśmiechnełam się. - Nigdy. - warknęłam i pomachałam mu na pożegnanie. - Żegnaj. - po tym zatrzasnęłam drzwi.
    Ruszyłam w kierunku mojego mieszkania. Na szczęście pogoda poprawiła się i już tak nie padało jak wcześniej.

 ***

    Oglądałam właśnie u Kardashianów, gdy nagle w moich bębenkach rozbrzęczał dźwięk dzwonka. Wywróciłam oczami kładąc miskę z popcornem na stół.
- Już idę.. - krzyknęłam. Ciekawe kto znowu się tak dobija. 
    Otworzyłam drzwi i przed moimi oczami pokazała się Vivi. Uśmiechnęłam się spoglądając na nią i zaprosiłam ją do środka gestem dłoni.
- Co słychać? - zapytałam udając się do kuchni. - Chcesz coś do picia? - moja przyjaciółka podążyła za mną. 
- Chętnie napiję się czegoś. - zauważyłam że usiadła przy stole jakaś taka zmartwiona. Nalałam jej soku do szklanki, a ona wzięła go ode mnie. - Pokłóciłam się z Chrisem. - powiedziała zażenowana i napiła się. - Już czasem mam naprawdę tego dość. Czuję, żeee.. że mój związek wisi na małym, cieniutkim włosku i za niedługo on się urwie. - westchnęła. - Nie wiem co mam robić.. - rzuciła.
- Ej, nie załamuj się. - wyciągnęłam jakieś ciastka, które miałam jeszcze w półce. - Jak chcesz to mogę z nim pogadać..
- Nie, nie musisz. - przerwała mi dziewczyna. - Po prostu wcześniej myślałam, że to nic ale jednak on mnie z czymś okłamuje, albo przynajmniej ukrywa coś przede mną.. - spojrzałam na nią i zauważyłam w jej oczach smutek. - To głównie przez to się kłócimy.. Już nie wiem, może on ma kochankę. - pokręciła głową a ja złapałam ją za dłoń, chciałam ją jakoś pocieszyć. 
- Na pewno nie ma kochanki.. Spróbuj z nim pogadać, a jak znowu się pokłócicie to coś wymyślimy. - uśmiechnęłam się lekko na co Vivi również się uśmiechnęła. - To co obejrzymy coś? - uniosłam do góry brwi.
- Wiesz co Ci powiem? - powiedziała rozpromieniona. Już wiedziałam co chce usłyszeć. Gdy ona zawsze zadawała to pytanie ja odpowiadałam tylko jedno..
- Że może być to śmieszne. - puściłam jej oczko, śmiejąc się głupio, a ona również wybuchła śmiechem.
- Tak dokładnie. A tak na poważnie to Chris ma dzisiaj nocną zmianę i może chciałabyś się gdzieś wybrać? 
- Hmm.. zastanowię się. - przyłożyłam palec do ust udając, że myślę. - Nie mam dzisiaj planów więc chętnie. - w moich uszach rozbrzmiał śmiech Vivi na co ja również się zaśmiałam. - Widzę, że poprawiłam Ci humor.
- Tak, Ty zawsze mi go poprawiasz. Przy okazji może kogoś wyrwiesz, a ja pogadam z Chrisem.. - wywróciłam oczami. - No co?
- Nic.. Chętnie zabaluję i chcę drinka na koszt firmy! - dodałam, mrużąc oczy.
- Dobra, załatwię u Chrisa. On by Tobie nie dał?
- W takim razie chodźmy. 

    Dwie godziny później byłyśmy ubrane, umalowane i odpierdolone jak nigdy. A co mi tam, mogę zaszaleć, bo juz niedługo będę mieć pracę to nie będzie takiego szaleństwa. Raz się żyje, prawda? 
- Poczekaj na mnie. - krzyknęłam, zakładając moje buty na nogi. - Juz jestem prawie gotowa tylko jeszcze wezmę torebkę. - powiedziałam i w pośpiechu zaczęłam jej szukać. W kuchni jej nie było, w sypialni również. - Cholera.. Widziałaś gdzieś moją torebkę? - przemknęłam do korytarza i nawet na trójkącie w rogu jej nie było, a przeważnie tam ją zostawiam.
- Niestety nie. - rzuciła Vivi, zakładając ręce na swojej klatce piersiowej. 
    Cholera. Została w taksówce. 
    Puknęłam się w czoło..
- Po prostu świetnie.. - warknęłam.
- Co się stało? Gdzie ona jest? - spojrzała na mnie moja najlepsza przyjaciółka.
- Chyba zostawiłam ją w taksówce.
- Gdzie?!
- No co? Musiałam ją tam zostawić, bo nie przypominam sobie abym ją przynosiła do domu. - skrzywiłam się. - Tu już nie chodzi o rzeczy jakie w niej miałam. To był.. Mój. jedyny. prezent. od. mamy. i teraz poszedł się jebać.. - powiedziałam pogrubiając niektóre słowa i zaciskając przy tym swoją szczękę. - Vivi westchnęła.
- Może ją znajdziemy. - dodała cicho. 
- Yghh.. - starałam się uspokoić. Zamknęłam na chwilę oczy i policzyłam do dziesięciu. - Chodźmy lepiej, nie ma co się rozczulać. Jutro postaram się jej poszukać ale teraz.. - zmarszczyłam brwi. - Nie chcę aby cokolwiek innego zniszczyło ten wieczór. - nabrałam powietrza do ust. - Chyba gorzej być nie może, co?
    Wyszłyśmy na zewnątrz, a taksówka już na nas czekała. Vivi podała adres a ja rozłożyłam się na tylnym siedzeniu. Wszystkie budynki uciekały nam z oczu, na szczęście pogoda dopisywała. Uśmiechnęłam się. Miałam zamiar dzisiejszego wieczoru zaszaleć jak jeszcze nigdy. Należy mi się, bo potem będę pochłonięta już tylko pracą... A właśnie, ciekawe jak sobie poradzę, w końcu będę pod obserwacją a po trzech miesiącach może przedłużą mi umowę a może nie. Wiedziałam jedno, na pewno nie dam sie tak łatwo, potrzebuję tej pracy a innej nie było. Ten klub nocny był lepszy niż inne i najbardziej mnie zainteresował..
- Emily.. - Vivi szturchnęła mnie łokciem - Już jesteśmy.
- Cccoo? - spojrzałam w jej kierunku i otrząsnęłam się.
- Już jesteśmy. - moja przyjaciółka zdążyła już wyjść.
    Szybko wyszłam i udałyśmy się do klubu, w którym pracował Chris. Oczywiście Vivi załatwiła nam darmowy wstęp.
    W klubie było tłoczno, a ludzie ledwo co się przemieszczali. Po obu stronach znajdowały się po 4 szklane filary z logo klubu. Na środku sali znajdował się wielki filar przypominający klepsydrę, a na samej górze kończył się szklaną kulą. Reflektory rzucały się po całej sali rozświetlając twarze klubowiczów.
- Chodź do baru.. - krzyknęła mi do ucha blondyna.
    Ruszyłam za nią bokiem mijając 4 boczne filary. Moim oczom ukazał się bar i od razu zauważyłam Chrisa, który akurat nalewał wódkę. Przepchałam się ledwo co..
- Przepraszam.. - mówiłam za każdym razem przechodząc obok ludzi..
    W końcu udało mi się stanąć przed Chrisem, tylko on był po drugiej stronie blatu.
- Chciałabym Margherite i eee.. a Ty Vivi co chcesz? - spojrzałam w jej kierunku.
- Sex on the beach. - powiedziała pewnie.
    Chris spojrzał na nas i od razu się uśmiechnął.
- Już się robi. - powiedział i zabrał się za nasze drinki.
    Już nie mogłam się doczekać kiedy napiję się mojego drinka, tak dawno nie miałam w ustach alkoholu. A ten akurat składał się z tequilli... Co to będzie za noc. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- To co zamierzasz z nim pogadać? - krzyknęłam jej do ucha.
- Za niedługo ma przerwę to porozmawiamy na ten temat.
- Trzymam kciuki. - uniosłam dwa kciuki w górę na znak że mówię prawdę i zaśmiałam się.
    Chris postawił przed nami dwa drinki, oczywiście na koszt firmy. Wzięłam mojego i od razu się napiłam delektując się smakiem. Coś czuję, że nie skończę tylko na jednym drinku.
- Jest tyle facetów dla Ciebie, wybieraj. - szturchnęła mnie Vivi.
- Wiem. Nie zamierzam tego zaprzepaścić. - mrugnęłam do niej oczkiem uśmiechnięta po czym zaczęłam dalej sączyć mojego drinka.
    Jakiś mężczyzna o miedzianych włosach się do mnie uśmiechnął a po chwili mi pomachał, na co ja również posłałam mu uśmiech.
- Chyba już kogoś znalazłam. - odwróciłam się do mojej przyjaciółki i uśmiechnęłam się szeroko. - Jest taki przystojny. - powiedziałam zabawnie. - Zaraz wracam. - dodałam po czym oddaliłam się i ruszyłam w kierunku bocznych filarów, za nimi znajdowały się loże, a mężczyzna siedział na obitej skórą kanapie.
    Już miałam do niego podejść, gdy nagle usiadła obok niego dziewczyna, jakaś czarnula i pocałowała go.. YEP.. Zajęty facet, odpada. Zrezygnowana odwróciłam się popijając nadal drinka. Miałam ochotę zatańczyć i już chciałam zejść na parkiet gdy ktoś nagle niechcący mnie popchnął i mój drink wylał się na moją sukienkę.
    Cholera.
- Przepraszam.. - usłyszałam dobrze znajomy już mi głos, a przynajmniej wydawało mi się i miałam rację, bo nie uwierzycie kogo zobaczyłam.
    Odwróciłam się a moim oczom pokazał się Justin.
- To znowu Ty. - warknęłam patrząc na niego wrogo.
    Co on do cholery mnie śledzi? Nie dość że prawie mnie zabił to trafiłam na niego jeszcze dwa razy. I tym razem straciłam mojego darmowego drinka.
- Dzięki za zmarnowanie mojego drinka i mojej sukienki. - spojrzałam w dół na moją plamę krzywiąc się. A myślałam, że już nic gorszego nie mogło mnie spotkać. - Nic nie mów. - uniosłam rękę. - Wybacz ale nie mam czasu na Twoje wyjaśnienia. - musiałam najpierw poszukać toalety aby się ogarnąć.
- Mam coś Twojego.. - powiedział mi do ucha na co po moim ciele przeszły dreszcze. Pokazał mi moją torebkę, którą zostawiłam w taksówce. - To chyba Twoje? - stał tak blisko mnie i przekrzykiwał tłum.
- Tak.. Dzięki, że mi ją przyniosłeś.
- Nie ma sprawy. - dodał a ja chciałam moją torebkę i myślałam że mi ją jednak da.. - Nie tak szybko. Może w ramach przeprosin dasz się namówić na drinka?
- Czyli teraz nie dajesz mi innego wyjścia? Pf. - prychnęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- No chyba, że nie chcesz odzyskać torebki.
    Musiałam coś wymyślić.
.- Dobra.. Powiem Ci jak mam na imię, a Ty oddasz mi torebkę. Co Ty na to? - uniosłam brew.
    Widziałam jak się zastanawia a na jego twarzy malował się uśmiech.
- Zgoda..
- Emily..
- Słucham?
- Jestem Emily..
- Miło mi Ciebie poznać, Emily. - wyciągnął dłoń a ja ją uścisnęłam, czułam takie dziwne połączenie miedzy nami, szybko cofnęłam rękę..
    Justin oddał mi torebkę a ja zajrzałam do środka..
- Spokojnie, jest wszystko. - krzyknął Justin i pociągnął mnie za rękę do baru.
- Po co mnie tu przywlokłeś?
- Chcę się zrewanżować i odkupić drinka. - pokazał na moją plamę a ja natychmiast spojrzałam na nią. - To dasz się namówić?
- Da, da. - usłyszałam jakiś głos i spojrzałam obok, to Vivi. Posłałam jej zabójcze spojrzenie i sztuczny uśmiech.
- Nie daj się prosić. - szatyn przyglądał mi się już od dłuższej chwili. 
    Miałam nadzieję, że to będzie niezapomniany wieczór i będzie ale myślałam, że to będzie inaczej wyglądać..


____________________ 


No to rozdział 1 już za nami :) I jak Wam się podoba? Co myślicie o spotkaniu Justina i Emily? Czy Emily da się namówić na drinka? Jesteście ciekawi co dalej? Liczę na jakieś dalsze wskazówki :) Taki mały wieczorny prezencik dla czytelników. Do następnego, dodam niedługo :p
I teraz jeszcze jedno pytanie? Chcecie być informowani o nowych rozdziałach?


czwartek, 20 sierpnia 2015

( 0 ) - Lucky number

Oczami Emily..


    Dwa dni szukania nowej pracy na marne. I co ja teraz zrobię? Niedawno straciłam pracę, która utrzymywała mnie przy życiu. Nie za bardzo miałam się do kogo zwrócić, tym bardziej, że niedawno moja matka zginęła. Mój ojciec zmarł kiedy byłam jeszcze mała. Nie za dobrze go pamiętałam. Matka natomiast została zamordowana. W moim oku zakręciła się łezka. Postanowiłam nie myśleć o tym i bardziej się nie rozczulać.
    Weź się w garść - pomyślałam. Zacisnęłam ręce w pięści i otworzyłam laptopa.
    Musiałam znaleźć nowe mieszkanie, mniejsze. Już ledwo co zapłaciłam za ostatni miesiąc, pożyczając pieniądze od Vivi. Jak dobrze, że ją miałam przy sobie. Tylko na niej mogłam polegać. Była przy mnie od dziecka aż do teraz.
    W internecie znalazłam ogłoszenie, które nawet mnie zaciekawiło. Nie mogłam znaleźć innego, gdyż nie miałam dobrych kwalifikacji. Tylko, czy na pewno tego chciałam? Niby z tego co wyczytałam, to wystarczy się dogadać z szefem klubu nocnego. Nie mogłam paść niżej ale to moja jedyna szansa. Inaczej wszystko szlak trafi. Gdzie ja się podzieję? Co wybrać, życie w nędzy, czy lepsze życie? Chyba każdy wybrałby lepsze życie. Prychnęłam. Przecież jeżeli nie będę płacić za mieszkanie to mnie wyrzucą. Schowałam twarz w dłoniach i zamknęłam oczy. Plusem tej pracy było to, że dobrze płacą. To nic trudnego przebrać się i podawać ludziom drinki, prawda? Dam sobie radę.
    Zapisałam numer telefonu oraz adres na kartce i zamknęłam laptopa. Czas zacząć nowe życie. Co mi tam, jak się już kiedyś ustatkuję to zmienię pracę. Inni zaczynali od sprzątania toalet, a teraz są wielkimi szychami. Ciągle gdzieś mi czegoś brakowało, mojej matki i nie umiałam się odbić od dna. No ale zrobię to dla niej, nie chcę wylądować pod mostem i jeść resztki jedzenia z kosza. Nadszedł czas aby coś zmienić. Koniec z zastanawianiem się.
    Wyciągnęłam telefon z torebki, wpisałam numer, który widniał na karteczce. Po trzecim sygnale usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Lucky Night Club* - wymamrotał - w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry.. - zawahałam się przez chwilę, chrząknęłam i zaczęłam mówić dalej - Ja w sprawie pracy. - powiedziałam pewna siebie.
- Przesłuchanie jest dzisiaj o 17. Proszę założyć jakiś wyzywający strój. - usłyszałam w słuchawce. - A i proszę nie zapomnieć maski, bo bez niej nie ma przesłuchania, ani pracy. - dodał, wyczułam w jego głosie coś dziwnego, jakby miał się zaraz zaśmiać.
- Dziękuję. - odpowiedziałam szybko marszcząc brwi. Rozłączyłam się.
    Teraz mam kolejny problem. Ubrania, w sumie to mniejszy od tego skąd wezmę maskę. Ruszyłam do swojego pokoju, miałam zamiar poszukać jakiejś seksownej kiecki. Znalazłam w szafie jedynie czerwoną sukienkę z koronkowym nakryciem. Myślę, że będzie idealna. Poza tym ciekawe po co te maski? I jakie przesłuchanie? Wszystkiego za niedługo się dowiem.

***
 
    Wszystko już było gotowe oprócz tej maski. Szłam ulicą w poszukiwaniu jakiegoś sklepu lub wypożyczalni masek, strojów, cokolwiek. Do 17 miałam jeszcze trochę czasu. Za szkłem jednego sklepu zauważyłam maskę. Była idealna, pasowała do mojego stroju, no i oczywiście jakiego koloru? Czerwonego. 
   Weszłam do środka, od razu poczułam ten zapach, zapach drewna i nowości. Przy okazji, dzwoneczek, który wisiał nad drzwiami zabrzęczał. Ktoś chyba dbał o ten sklep, a wewnątrz było całkiem przytulnie. Ściany były z drewna a ja wchodząc w głąb bardziej się oglądałam. Z zamyśleń wyrwał mnie głos sprzedawcy, którego dopiero teraz zauważyłam. 
- Witam panienkę. - jego głos był chropowaty, czego się dziwić, w końcu był starszym panem i przemiłym. Posłał mi uśmiech a ja odwzajemniłam jego gest. - Może w czymś pomóc?
    Rozglądałam się wszędzie aż w końcu moje oczy trafiły na tą maskę. Była chyba ostatnia, bo nigdzie indziej nie widziałam żadnej, tylko ona. Sklep zawierał też wiele innych użytecznych rzeczy ale one nie były mi do niczego potrzebne.
- Dziękuję akurat już wiem po co przyszłam. - odparłam ruszając w kierunku tej maski. Wzięłam ją do ręki, ogladając z każdej strony. - Ile kosztuje? - spojrzałam w stronę starszego pana.
- Ta stara maska. - podszedł do mnie i wziął ją ode mnie. - W ogóle się nie sprzedaje. - poprawił swoje okulary na nosie. 
- No to ma pan już pierwszą klientkę. - klasnęłam w dłonie patrząc na starca.
- Może panienka ją wziąć za darmo - ponownie się uśmiechnął. Sprawiał wrażenie miłego pana, prawda? Ciekawe czy miał wnuków albo jakieś dzieci. 
- Ależ skąd. - odparłam i zaczęłam grzebać w mojej torbie. - zapłacę.
- Nie trzeba. - położył dłoń na moich plecach. - Jest Twoja, dziecinko.
- Jest pan bardzo szlachetny. Dziękuję panu bardzo. - urwałam, dał mi maskę. - Niech się pan trzyma. Miłego dnia życzę. - odpowiedziałam na pożegnanie, wychodząc ze sklepu.
- Wzajemnie młoda damo. - tylko tyle zdążyłam usłyszeć, zamknęłam za sobą drzwi.
    Gorzej być nie mogło. Do tej pory traciłam wiarę w ludzi ale teraz okazało się, że nie każdy jest zły. Wszyscy są dobrzy tylko niektórzy tego nie okazują lub mają taką swoją postawę. 
    Zamyślona tak szłam przez pewną dobrze znaną mi uliczkę, tędy mało kto chodził. Zdarzało się, że czasem nie było tutaj nikogo. Nagle usłyszałam pisk opon i odwróciłam się. Jeden motor mnie minął, a drugi ledwo co zahamował, a ja zdążyłam odskoczyć przez co przewróciłam się i przeturlałam. Gorzej było z moją nogą, która po tym zdarzeniu zaczęła mnie boleć. Cholera. Co za debil! Spokojnie Emily - powtarzałam sobie w myślach. 
    Spojrzałam na mężczyznę. Miał kask na głowie ale po chwili go ściągnął. Czy on jest mądry? Przecież mógł mnie zabić. Niech tylko podejdzie bliżej, a powiem mu co o nim myślę. Posłałam mu wrogie spojrzenie.
   Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Był szatynem o czekoladowych oczach. 
- Dziękuję, poradzę sobie.- odsapnęłam i zacisnęłam zęby. Mężczyzna uśmiechnął się. 
    Wstałam bez jego pomocy. Nie chciałam żeby mi pomagał, dałam sobie radę.
- Oj naprawdę nie musiałaś, chętnie bym Ci pomógł.
- Daruj sobie. Prawie mnie zabiłeś. - spojrzałam na niego, a we mnie aż kipiało ze złości. Co on sobie myśli, że jak mi poda rękę i pomoże wstać to będzie dobrze? 
- Spokojnie - uniósł ręce w geście poddania się. - Chciałem być tylko miły. - odpowiedział a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Rozumiem, że to Cię śmieszy? - prychnęłam.
- Nie.. Jestem Justin. - wyciągnął dłoń. 
    Nie miałam czasu na takie przywitania. Zdenerwował mnie. Schował swoje dłonie po chwili do kieszeni.
- No to może w ramach przeprosin dasz się namówić na kawę? - zapytał szatyn.
- Wybacz ale śpieszę się, nie mam czasu. - przewróciłam oczami i wyminęłam go.
- Może chociaż powiesz mi jak masz na imię?
- Nie umawiam się z nieznajomymi. - odkrzyknęłam i ruszyłam w kierunku mojego domu. 

*** 

    Znalazłam się przed klubem dokładnie o 17. Jeden z ochroniarzy zaprowadził mnie do pokoju, w którym znajdowały się inne dziewczyny. Przebierały się pewnie na to przesłuchanie. Wyciągnęłam ze swojej torby strój oraz maskę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było chyba tutaj z 20 dziewczyn.
- Przepraszam. - zaczepiłam jedną. - Wiesz może jak będzie wyglądać to przesłuchanie? - zapytałam.
- Podobno będzie trzeba zrobić striptiz. 
    Z ust zrobiłam literę 'o'. Zszokowała mnie ta informacja.
- Spokojnie. - zaśmiała się dziewczyna. - Striptiz ale tylko do bielizny. 
    Już o wiele lepiej. Uspokoiłam się, wyciągając swoje ubrania. Ubrałam się szybko, umalowałam i założyłam swoją maskę. Dziewczyny ustawiały się w kolejce i zakładano im na rękę gumową bransoletkę z numerkiem. Ja dostałam numer 7. Tsaa, ciekawe, czy okaże się szczęśliwą liczbą.
    Trochę się stresowałam ale miałam nadzieję, że nie będzie aż tak źle...


*Lucky Night Club - Nazwa zmyślona.

_____________________ 

No to macie coś na sam początek. Jak Wam się podoba? 
Każdy Wasz komentarz motywuje :) Liczę też od Was na jakieś wskazówki.
Miłego dnia kochani :D I do zobaczenia w pierwszym rozdziale, który dodam już niedługo :)